W pobliżu licznych domów uciech przy Krochmalnej działała duża fabryka. Produkowano w niej cukry i inne rozkosze podniebienia. W latach międzywojennych powstawały tu obrabiarki i urządzenia dla wojska, a w czasie okupacji pistolet maszynowy "błyskawica". Jerzy S. Majewski w cyklu Warszawa nieodbudowana
Spacerując u schyłku XIX wieku brukowaną kocimi łbami i oświetloną latarniami gazowymi Krochmalną (dziś ten fragment ulicy to Kotlarska), pod numerem 71 ujrzelibyśmy ładną piętrową kamienicę. Wyglądała nieco jak renesansowy pałac włoski. Wysoki parter był boniowany, zaś okna pierwszego piętra ujęte obramieniami o prostych naczółkach. Aż trudno było uwierzyć, że na tyłach działała duża fabryka cukiernicza.
Ale tak właśnie budowano w XIX w. W Łodzi tego rodzaju zabudowa - gdzie za domem mieszczącym kantor i mieszkanie właściciela, często o pałacowym przepychu, wznosiły się hale fabryczne - była czymś powszechnym. Przemysłowcy masowo budowali tam swoje rezydencje tuż obok fabryk. Nie tylko potentaci, którzy tworzyli przemysłowe imperia, ale i ci drobniejsi. Nawet przy Piotrkowskiej, głównej ulicy handlowej miasta, wznosili nierzadko od frontu pałac lub kamienice, na tyłach zaś budowali zakłady.
W Warszawie zdarzało się podobnie. Nie brakowało przemysłowców, którzy stawiali fabryczki na tyłach własnych kamienic czy willi. Działo się tak zwłaszcza na Powiślu, Pradze czy w zachodniej części Śródmieścia (dziś to teren Woli). Tak też było przy Krochmalnej.
Szwajcar przed domem uciech
Przed stu laty musiało tu niesamowicie pachnieć. Aromaty roznosiły się ponad zabudowaniami browaru Haberbuscha i Schielego przy Krochmalnej zaraz za Wronią (obok fabryki znajdowała się willa rodziny Schiele - królów warszawskiego piwa). Przy Krochmalnej 71 w nozdrza przechodniów uderzał słodki, czekoladowy bądź landrynkowo-karmelkowy zapach dochodzący z fabryki cukrów Zilma. Mieszał się z wonią mocnych perfum kurtyzan oraz męskiej wody rosyjskich oficerów odwiedzających pobliskie domy publiczne. W tym samym kwartale zabudowy przy Towarowej 58 i 60 znajdowały się najbardziej luksusowe domy uciech w Warszawie. Przed ich wejściem stał szwajcar i stójkowy, czyli rosyjski policjant.
Jak pisał Józef Galewski, autor wspomnień z Warszawy przełomu XIX i XX w., wnętrza tych przybytków były wspaniale urządzone. Na dole mieściły szatnie, do reprezentacyjnej sali wchodziło się po szerokich marmurowych schodach. Wnętrza zdobiły kopie słodkich obrazów mistrzów rokoka w rodzaju Francois Buchera, Jean-Honore Fragonarda czy Antoine de Watteau. Ktoś przygrywał na fortepianie, wieczorami słychać było orkiestrę. "Grali niewidomi, oni bowiem nie byli zbytni narażeni na pokusy cielesne" - pisał Galewski.
Tak oto w jednym miejscu Warszawy mieszał się ze sobą świat statecznych przemysłowców i pracujących u nich prostych robotników ze światem rozpusty.
Słodki świat rakowych szyjek
"Parowa fabryka czekolady, cukrów angielskich, karmelków i biszkoptów" działała przy Krochmalnej już w początku lat 60. XIX w. Nazwa wskazuje, że musiała być wyposażona w maszynę parową.
Jej założycielem był Rudolf Zilm. Skąd przybył do Warszawy - tego nie udało mi się ustalić, wiadomo jednak, że sprowadził go tu Karol Gronert, właściciel jednej z najbardziej popularnych cukierni warszawskich połowy XIX stulecia. Zilm pracował w jego fabryczce cukierniczej obok Emila Wedla, którego Gronert ściągnął w 1845 r. Obaj wkrótce usamodzielnili się i założyli własne wytwórnie, które szybko zyskały rozgłos. Historia Wedla toczy się nadal, o Zilmie mało kto pamięta. A jak anonsowały ówczesne reklamy, jego karmelki i czekolady eksportowano poza teren Kongresówki. Gdy Zilm zmarł w 1873 r., fabryka przeszła na własność jego żony, zaś u schyłku XIX w. stała się własnością spółki Oskara Zilma i Romualda Flatta. "Pierwszy zarządza stroną techniczną fabrykacji, drugi zaś prowadzi część handlową" - czytamy w tekście reklamowym z 1896 r. W tym czasie w zakładzie zatrudnionych było aż 80 pracowników.
Początkowo Zilm specjalizował się w karmelkach, ale w 1881 r. fabryka zaczęła produkować też czekoladę oraz pierniki, zaś w latach 90. XIX w. zaczęto wypiekać biszkopty. "Zasłużone uznanie, jakiem cieszą się wyroby tej firmy, znalazło wkrótce zazdrosnych, którzy nie tylko starają się jej zaszkodzić, lecz wprowadzając w błąd ogół, dając swym lichym wyrobom naśladowane opakowanie, nadto wynalazły podobne nazwiska przekręcone, co zmusiło właścicieli firmy do wyjednania od departamentu Przemysłu i Handlu marki fabrycznej (Lew), w którą dla wyróżnienia własnych wyrobów, wszystkie etykiety są zaopatrzone" - czytamy w tekście reklamowym.
Ten lew widnieje też na etykietach "Polskiej fabryki karmelków Zbrożek i Spółka". Jan Zbrożek jeszcze przed 1904 r. stał się kolejnym właścicielem nieruchomości przy Krochmalnej. Teraz to on zajął duże mieszkanie na pierwszym piętrze domu pod numerem 71. W głębi posesji pracownicy produkowali całą gamę karmelków. Majestatycznie leżący lew strzeże m.in. etykiety "szyjek rakowych". Czy przypominały w smaku dzisiejsze raczki?
Na etykietach karmelków królewskich właściciele fabryki umieścili poczet władców Polski. Takie serie z upodobaniem zbierali uczniowie młodszych klas i chętnie się nimi wymieniali. Nie widać na nich wymaganego przez władze napisu po rosyjsku. Może więc wydrukowano je w latach pierwszej okupacji niemieckiej, między sierpniem 1915 r. a listopadem 1918 r.
Kolei niestraszny wielki kryzys
W początku lat 20. z okolic Krochmalnej i Towarowej znikł zapach karmelków. Zamknięto też okoliczne domy publiczne. Nowym właścicielem posesji przy Krochmalnej 71 został Tadeusz Blauth senior. Otworzył tu fabrykę, której był głównym udziałowcem. Zmiana branży była całkowita - zamiast karmelków zaawansowane technologicznie obrabiarki.
Blauth pochodził ze Lwowa, był ożeniony z Marią z Fangorów. Dyplom inżyniera zdobył w Wiedniu. Jakiś czas mieszkał w Berlinie, pracując w fabryce lokomotyw Borsiga w Teglu. Tam też w 1912 r. urodził mu się syn Tadeusz. Rodzina wróciła do Lwowa. Blauth pracował w warsztatach kolejowych, w elektrowni, wykładał na Politechnice Lwowskiej. Lwów nie był już jednak pierwszym miastem Galicji, utracił wiele ze swej atrakcyjności i rodzina w 1919 r. przeniosła się do Warszawy.
Fabrykę Obrabiarek "Pionier" założył w spółce z firmą handlową Polthap, Bankiem Gospodarstwa Krajowego, Ziemskim Bankiem Kredytowym oraz współwłaścicielami firmy Mazurowski i Gietling. Zaraz też przystąpiono do przebudowy budynków w głębi posesji, które powiększyły się dwa i pół raza. W 1925 r. powstało też zupełnie nowe skrzydło zakładu.
Głównymi odbiorcami fabryki były Polskie Koleje Państwowe oraz wojsko. W ten sposób Blauth związał się z najbardziej wiarygodnymi klientami międzywojennej Polski. Miał stały zbyt, który zapewnił rozwój i przetrwanie firmy w najtrudniejszych latach wielkiego kryzysu. Gdy upadały dziesiątki innych zakładów, Blauth radził i wypowiadał się na łamach fachowej prasy gospodarczej. "Programem Spółki jest wyłącznie budowa obrabiarek w ograniczonej ilości typów, przede wszystkim tokarek i następnie wiertarek. Od chwili założenia powiększa fabryka w bardzo szybkim tempie swój park maszyn i ilość robotników, organizując się w kierunku jak najdokładniejszej obróbki, precyzyjności i wymienialności poszczególnych części. Do tego stosuje jak najnowsze maszyny, sprawdziany i narzędzia" - pisano w "Świecie" na cztery lata przed wielkim kryzysem.
Błyskawica składana w podziemiu
W latach 30. XX w. Pionier zatrudniał już blisko 200 pracowników. Wkrótce dołączył do nich Tadeusz Blauth junior, który w 1931 r. zrobił maturę w gimnazjum Reya i podjął studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Warszawskiej. W 1934 r. przeszedł przeszkolenie w wojsku jako artylerzysta. W 1939 r. walczył w artylerii przeciwlotniczej, obsługując m.in. stanowisko przy Dworcu Gdańskim, trafił do niewoli. Był w kilku oflagach w głębi Niemiec i Austrii. Po 11 miesiącach został wyreklamowany przez dyrekcję fabryki Pionier i wrócił do Warszawy, choć przez pół roku musiał meldować się co tydzień w niemieckiej żandarmerii.
Jak czytamy na stronach internetowych dziejów rodziny Rudowskich, w czasie okupacji Blauth junior współpracował przy konspiracyjnej produkcji pistoletu maszynowego Błyskawica dla ZWZ AK. Błyskawica skonstruowana w 1943 r. przez inżynierów Wacława Zawrotnego i Seweryna Wielaniera była jedynym w czasie II wojny światowej opracowanym i seryjnie produkowanym przez ruch oporu karabinem maszynowym w Europie. Jej montaż odbywał się także przy Krochmalnej 71.
Zabudowania fabryki Niemcy zniszczyli w czasie Powstania Warszawskiego. Maszyny wywieźli. Tadeusz Blauth junior walczył w Powstaniu, m.in. na Starym Mieście, potem trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie. Uciekł i ponoć ruszył do Krakowa, by szukać zrabowanych maszyn. Ta wyprawa się nie powiodła. Po wojnie zdążył jeszcze założyć nową fabrykę, ale - tak jak inni przemysłowcy - utracił ją. Pod zarzutem szpiegostwa na wiele miesięcy trafił do aresztu Urzędu Bezpieczeństwa.
Z dawnych zabudowań przy Krochmalnej 71 nie pozostało nic. Dziś tuż obok, od strony Wroniej, budowany jest apartamentowiec Oxygen. Sama ulica Krochmalna na tym odcinku przestała istnieć, ma charakter dojazdu do parkingu w sąsiedztwie dawnego wieżowca Daewoo i nosi nazwę ulicy Kotlarskiej.
Gazeta Warszawska, publikacja z dnia 13 stycznia 2013
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,13178025,Fabryka_karmelkow_na_ulicy_pelnej_domow_publicznych.html
podatku dla Magdy Targońskiej z domu Zawadzka chorej na stwardnienie rozsiane. więcej ...
Adela, Erast, Felicyta, Klemens, Klementyn, Orestes, Przedwoj