Wanda Bojanowska-Oleńska[1]: "Historia naszej rodziny” CIOCIA LAZAROWA
„Jako córka najstarszego brata Babci[4], Juliana Rudowskiego[5], nie należała do rodziny Bojanowskich w ścisłym sensie, ponieważ jednak najbardziej kochała naszą Babcię, bywała często w Klicach[6]. Również po wojnie jej stosunki z Bojanowskimi były znacznie bliższe niż z innymi krewnymi. Dlatego też jej sylwetka jakoś bardzo wyraźnie występuje na tle naszej rodziny i w kronice rodu trudno ją pominąć.
Była bardzo szczególną indywidualnością. Podziwiano jej walory intelektualne - ze wszystkich kobiet w całej rodzinie była najwyżej wykształcona. Była bardzo wyrobiona towarzysko, potrafiła „czarować”, potrafiła słuchać tak, że rozmówca czuł się dowartościowany, miała też sposób bycia damy.
Jednocześnie była w 100% nauczycielką, wychowywać i pouczać wszystkich – było jej pasją i zwyczajem. W rezultacie miewała ludzi, którzy ją wielbili, a potem się do Niej zrażali, miewała wiernych, którzy ją lubili i cenili zawsze, ale miała też takich, którzy – wprawdzie nie podając, a może i sami nie rozumiejąc powodów – nie cierpieli jej wprost żywiołowo. Powody tego częściowo leżały w samym charakterze cioci Stasi, a także w pewnej sztywności Jej poglądów i zasad. Garnęła się do ludzi, potrzebowała ich, a nie umiała przebić jakby szklanej tafli jaką sama wokół siebie wznosiła….
…Słowem - była to osobowość nieprzeciętna, tak jak były nieprzeciętne Jej tragiczne w gruncie rzeczy losy. Młodość jej rozciągała się pomiędzy Dalekim Wschodem a Zachodem.
Małżeństwo Dziadków Julianostwa Rudowskich, Jej rodziców, nie było szczęśliwe. Jak to wpłynęło na kształtowanie się charakteru Cioci Stasi?...
Pogadywano w rodzinie, że babka Wacława[7] była osobą niezbyt zrównoważoną, darzono ją wprost mianem wariatki. Dziadek Julian był chyba bardzo łagodny. Ciocia Stasia mówiła o „ojczusiu”, z uczuciem i faktycznie rozłączenie rodziców przejmowało ją bólem.
Julian Rudowski w swoim czasie ukończył Instytut Putiejski w Petersburgu i budował koleje żelazne gdzieś na rozległych terenach Cesarstwa Rosyjskiego. Dlatego Ciocia urodziła się w Marino pod Kurskiem.
W jakimś momencie życia babcia Wacława zabrała piątkę dzieci – trzech synów i dwie córki - i wyjechała do Paryża. Tam kształcili się wszyscy, tam Stacha w 1909 roku podjęła studia, tam Litka[8] skończyła medycynę i zaraz wyszła za kolegę – Andre Fribourg-Blanca i nigdy nie praktykowała. Z jej studiów medycznych znam tylko opinię Cioci Stasi, że Litka była szalenie zdolna i szkoda, że mąż jej nie pozwolił pracować… Bracia Mieczysław[9] i Bohdan[10] – ukończyli studia politechniczne, a Ciocia Stasia uzyskała na Sorbonie tytuł doctora es lettres, rozprawą o Bohdanie Zalewskim w ramach studium o polskim romantyzmie. Broniła swej tezy 24 grudnia 1915 roku.
Najmłodszy brat – Juliś[11] – zginął w czasie I wojny na froncie zachodnim, jako lotnik. Wymieniony w Tableau d’honneur de la guerre z października 1917, cytowany w rozkazie armii francuskiej.
W 1913 roku Ciocia Stasia odwiedzała na Syberii ojca. Pozostały z tych czasów bardzo dobre fotografie – trojki na tle charakterystycznego drewnianego syberyjskiego domu, na tle tajgi oraz radosnej młodziutkiej Stasi, która właśnie ukończyła 21 lat 28 września 1913 roku, razem z białogrzywym konikiem i dwoma łaciatymi psami. Na zdjęciach notki – Troick i Nowonikołajewsk[12].
Wybuch wojny zastał ją już w Paryżu. Zaczęła pracować w biurze opieki społecznej nad żołnierzami – Polakami wziętymi przymusowo do niemieckiego wojska, którzy poddali się w niewolę francuską. Przez pewien czas pracowała jako sanitariuszka. Potem – u Citroena, gdzie wtedy wyrabiano pociski, nie miała tam zresztą do czynienia z wojennymi sprawami, tylko zajmowała się biblioteką.
Po wojnie dwoje rodzeństwa wróciło do zmartwychwstałej Polski – Stacha i Mieczek. Decyzja powrotu Ciotki zapadła w końcu 1918 roku po jakimś zebraniu w Societe Savante, gdzie pan Melchior Downarowicz wzywał rodaków do kraju. Babka Wacława bardzo protestowała, grożąc – „zobaczysz, że ci Polacy zaleją sadła za skórę”.
Mieczek pracował jako inżynier na Śląsku i dość wcześnie, w 1924 roku zmarł.
Stacha w listopadzie 1919 roku podęła pracę jako nauczycielka języka francuskiego w gimnazjum w Hrubieszowie, a po roku, pewno wskutek wojny, wyjechała do Zgierza.
Znowu – świadczy zachowana fotografia – z notką „sierpień 1920” – szpital wojskowy w Zgierzu, a wśród chorych i personelu – Stasia w stroju sanitariuszki.
Chyba w Zgierzu poznała kolegę – nauczyciela, Zygmunta Lazara[13], z pochodzenia lwowianina. Wyszła za niego za mąż w tymże 1920 roku.
Ciocia Stasia miała ładne foremne rysy, wyraziste, piękne oczy, duże, aż po starość długie włosy. Charakterystyczne, że od dzieciństwa prawie do starości nie zmieniły się zupełnie jej rysy, zmieniało się tylko to „coś”, co świadczy o postępie lat. Sylwetka zgrabna, szczupła, zwinna w ruchach.
Miała około sześćdziesiątki, kiedy zdarzyła jej się taka przygoda. Wracała wieczorem z wykładów i nagle zorientowała się, że ktoś za nią idzie i po chwili zaczyna słownie zaczepiać. W świetle latarni odwróciła się do młodego podrywacza, a on spojrzał… machnął ręką i poszedł sobie. Ciotka zaśmiewała się opowiadając to nam w domu…
Wuj Zygmunt nie cieszył się w rodzinie zbyt wielką sympatią. W każdym razie nie dorastał intelektualnie do żony. Ciotka miała przeżyć jakieś przykre chwile ze strony snobów, dla których jej małżeństwo było mezaliansem. Nie wiem o kogo chodziło, ale słyszałam gorzkie słowa o tym. A także słowa miłości i wdzięczności do naszej Babci, w której domu w Klicach bywali często i gdzie czuli się dobrze.
W 1923 roku urodził się Julek (imię ukochanego ojczusia i poległego brata), a w 1927 – Witek. Ciocia musiała jednak być szczęśliwa w małżeństwie, bo zawsze bardzo czule wspominała i obżałowywała męża, który w 1935 roku umarł na zapalenie wsierdzia. Może dla jej mocnego charakteru był odpowiednim mężczyzną o małej indywidualności.
Po śmierci męża przeniosła się do Łodzi na dyrekturę prywatnego Gimnazjum i Liceum im. Orzeszkowej. Po wojnie koło Cioci kręciło się sporo dawnych orzeszkowianek, okazujących jej wielką atencję i sympatię. Było wśród nich sporo Żydówek, które ocalały z rąk niemieckich. Z notesu Ciotki: „24/4/45/ była u mnie dawna uczennica Stella, dziś Wanda Wysocka. Przyjęła ona chrzest. Cudowną chwilę dała mi przez swoją wspaniałą, głęboką wiarę. Gdy mówiła o swych przeżyciach wewnętrznych, o swym nawróceniu, łasce, jakiej doznała, łzy gradem spływały po jej twarzy..Patrząc na nią, miałam wrażenie, że patrzę na dawnych chrześcijan, którzy za wiarę szli na śmierć”…
W czasie okupacji Ciotka nie rozstała się z pracą pedagogiczną. Siedząc w Mzurowie u Świderskich[14], zorganizowała tajne nauczanie w zakresie gimnazjum i liceum, z maturami. Trwało to od 1940 do 1942 roku. W 1942 roku trójka Lazarów przeniosła się do Warszawy. Zresztą, pewno dla bezpieczeństwa, Julek był czasowo poza Warszawą, u Hemplów, a Ciocia z Witkiem zamieszkała u Wujostwa Sztolców[15] i tam była do końca Powstania, znów ucząc na tajnych kompletach Gimnazjum Ziemi Mazowieckiej. Wywieziona po Powstaniu, sama, znów znalazła się w Mzurowie, wreszcie – wróciła do oswobodzonej Łodzi. A tam – wicedyrektura w Gimnazjum Czapczyńskiej i stopniowe przechodzenie na Uniwersytet Łódzki – wykłady zlecone, ćwiczenia, lektorat, wreszcie – adiunktura przy katedrze filologii romańskiej, aż do likwidacji katedry. Później do samej emerytury Ciocia „grasowała”, na wszystkich prawie, licznych uczelniach Łodzi jako lektorka języka francuskiego.
Zdarzyło się, że babcia Pelasia Makomaska[16] zjechała do Łodzi z zamiarem odwiedzenia Stachy, ale nie posiadała jej adresu. W tramwaju, dobrze się rozsiadłszy, rzuciła w przestrzeń pytanie – czy ktoś nie wie, gdzie mieszka pani Lazarowa? Z odpowiedzią rzuciło się kilku pasażerów.
Pracowała bardzo dużo, czasem po 16 godzin dziennie – tłumaczenia dla Akademii Medycznej, dla Instytutu Geografii, dla różnych profesorów – Szuberta, Serejskiego, słowniki, podręczniki gramatyki francuskiej. Gorzej trochę szło Jej z tłumaczeniami literatury pięknej, co zdaje się ceniła najwyżej, a najmniej miała efektów. W czasie wakacji w Bieńkowicach[17] pracowała nad Claudelem, Vercorsem – tylko raz „Twórczość” wydała Jej tłumaczenie „Oręża nocy”. Chyba zbyt sztywno trzymała się wierności oryginałom, nie mając przy tym talentu translatorskiego. Wydaje mi się, że bolała nad tym skrycie.
Do ostatniego dnia życia udzielała lekcji. Miała opinię najlepszej nauczycielki języka w mieście. Przyjmowała uczniów niechętnie, bardzo zmęczona, lecz oblegano Ją, godząc się nawet na wygórowane finansowe warunki – lekarze, aktorzy, ludzie, którym zależało na dobrym i szybkim opanowaniu języka. Aktorów szczególnie kochała – prowadziła lektorat w Szkole Aktorskiej i wielu uczyła prywatnie. Opowiadała z zachwytem i swobodnie o różnych rozwodach i luźnych związkach w tym środowisku. Znając Cioci dość purytańskie zasady, zdziwiłam się kiedyś, że Ciocia tak lekko mówi o tych kochaństwach – a Ciotka na to – „a, bo widzisz, aktorzy to są zupełnie inni ludzie i im nie mam tego za złe”.
W dniu 12 listopada w Instytucie Francuskim urządzono uroczysty obchód 30-lecia pracy pedagogicznej Cioci Stachy.
…Zapis z Jej pamiętnika – „Nie umiem tej mojej samotności skierować na drogę wyższą zapomnienia o sobie i myślenia o drugich. Nawet dając innym, nie umiem wyjść z siebie, cieszyć się ich radością – jest we mnie pustka. To straszne kalectwo”. A dalej: „Babcia jest wprost rzadko spotykanym człowiekiem, ani cienia myśli o sobie, wszystko dla drugich i ta bezgraniczna umiejętność wytłumaczenia wszystkich ludzi – gdzie mnie do niej!”
…Gdzie indziej pisała „o małości swego charakteru”. A dużo robiła ludziom dobrego. W 1947 roku, kiedy dostała z uniwersytetu mieszkanie na Sterlinga, „stworzyła” dom dla nas, czterech siostrzenic[18].
…Któż zliczy, ile Ciotka pomagała ludziom finansowo - comiesięczne przesyłki pieniężne dla Stasi Świderskiej[19], opuszczonej przez męża i dla ich dzieci będących w prawdziwej biedzie. Podrzucanie pieniędzy Cioci Zawadzkiej[20], kupowanie rzeczy chłopakom. Doraźne a potajemne pomaganie Cioci Kobylańskiej[21].
…Cierpiała wiele. Straciła wszystkich – rodziców, co było zgodne porządkiem rzeczy, ale i całe rodzeństwo, nawet bardzo kochanego szwagra. Wszyscy oni żyli stosunkowo krótko – Litka: 61 lat (zmarła w tym samym roku, kiedy utopił się jej syn Julien), Mieczek – 38 lat, Julek, brat – 27, Bohdan: 69. A Stacha żyła najdłużej – 82 lata. Najgłębszy ból to strata obu synów, ten najbardziej ukochany ostatni raz dzwonił do Niej ze Starówki 5 sierpnia.
23 sierpnia poległ, o czym nie od razu się dowiedziała. Miała jednak tego dnia przeczucie – dziwny stan. Zapisała w notesie: „W nocy przy otwartych oczach widziałam duże mgły, które składały się w różnorodne twarze. Nad ranem o 5-tej we śnie zdawało mi się, że telefonuje Julas i zmienionym głosem powiedział – matuś, w 90% już nie żyję. Zapytałam go – synku, co ci jest?- i usłyszałam brzęk słuchawki na widełkach i cisza zaległa”.
A jednak chyba nie śmierć tego ukochanego była najgorsza. Dnia 12 listopada 1943 rozstała się bardzo źle z młodszym synem Witkiem. Robiła mu jakieś ostre wyrzuty, rozmawiała twardo. Po tej awanturze chłopiec wyszedł – na zawsze. Aresztowany na ulicy dostał się na Pawiak. Potem przyszedł czas pisania kartek do więzienia – 16 razy, zanoszenia paczek, wyczekiwania na grypsy od niego szukanie pociechy u wróżki „jasnosłyszącej”. A potem 8 marca paczki na Pawiaku nie przyjęto. Niemiec powiedział „ist nich mehr hier”. Potem zaczęło się pisanie do wszystkich obozów koncentracyjnych z pytaniem, czy jest taki więzień. W sumie 18 listów poleconych do 18 obozów. A potem, kolejno, z niemiecką solidnością odpowiedzi „ist nich hier”. I jeszcze przez lata trwająca coraz słabsza, coraz niklejsza nadzieja. Aż zgasła zupełnie.
Ilu zmarłych – tyle bolesnych rocznic… ileż tych dni żałobnych i ponurych wspomnień. Czarny welon do końca nosiła na kapeluszu.
Miała bardzo zdrowy organizm… do końca paliła mnóstwo, narzekając na wątrobę, jadała to, co lubiła, a szkodziło Jej tylko to, czego nie lubiła. Bała się niedołężnej starości. Pan Bóg się ulitował – odeszła we śnie jednego ze swych pracowitych dni.
Tekst zamieszczono za zgodą posiadacza praw autorskich Antoniego Wojtulewicza, z niewielkimi skrótami i przypisami Tadeusza Blautha, uzupełnionymi dzięki życzliwej pomocy Maliny Bojanowskiej.
Fotografie rodzinne ze zbiorów Andrzeja Zawadzkiego.
Przypisy:
[1] Wanda Bojanowska-Oleńska (1925-2001) - córka Stanisława Bojanowskiego i Neli-Anieli Różańskiej, wnuczka Michała Bojanowskiego z Klic i Jadwigi Rudowskiej z Rumoki, autorka wspomnień.
[2]„Historia naszej rodziny” (wspomnienia Wandy o rodzinie Bojanowskich).
Kolegium redakcyjne: Antoni Wojtulewicz i Marek Mariusz Mysiakowski. Redaktor wydania Marek Mariusz Mysiakowski. Prawa autorskie Antoni Wojtulewicz 2009, Druk i oprawa Magdruk, Warszawa 2009.
[3]Stanisława Lazarowa z Rudowskich ur. 28.9.1892 w Marino w pod Kurskiem – zm. 6.5.1975 w Łodzi, córka Juliana Rudowskiego z Rumoki i Wacławy Żórawskiej.
[4]Jadwiga Michałowa Bojanowska z Rudowskich z Rumoki (1866-1945), ciotka Stanisławy Lazarowej -nazywana w cytowanym pamiętniku „Babcią”.
[5]Julian Rudowski (1858 Rumoka - 1924) – syn Szymona Rudowskiego z Rumoki i Katarzyny z Kalksteinów, rodzony brat Jadwigi, ojciec Stanisławy Lazarowej.
[6]Klice pod Ciechanowem – posiadłość Michała Bojanowskiego i Jadwigi z Rudowskich z Rumoki.
[7]Wacława Żórawska - żona Juliana Rudowskiego z Rumoki, matka Stanisławy Lazarowej, „założycielka” francuskiej linii Rudowskich.
[8]Litka -Wacława Lidia Fribourg - Blanc z d. Rudowska (1888 Rumoka – 1949 Paryż), siostra Stanisławy Lazarowej.
[9]Mieczek - Mieczysław Rudowski (1886 Rumoka – 1924 Sosnowiec) inżynier, brat Stanisławy Lazarowej.
[10]Bohdan Rudowski (1902 Łowicz – 1972 Douai Francja) - brat Stanisławy Lazarowej.
[11]Julian Rudowski (1890 Rumoka – 1917 Francja), francuski pilot wojskowy, brat Stanisławy Lazarowej.
[12]Obecny Nowosybirsk.
[13]Zygmunt Lazar (zm. 1935) mąż Stanisławy, nauczyciel, dyrektor Państwowego Gimnazjum w Zgierzu w latach 1926 – 1933.
[14]Mzurów – majątek Jana Świderskiego i Jadwigi Bojanowskiej- córki Michała Bojanowskiego i Adźki -Jadwigi Rudowskiej z Rumoki (położony na terenie Jury Krakowsko- Częstochowskiej w pow. myszkowskim).
[15]Sztolcowie - Leon i Maria Sztolcowie mieszkający w Warszawie, z których żyła wówczas tylko Maryla Sztolc, córka Jana Jaroszewskiego i Stanisławy Rudowskiej z Rumoki.
[16]Pelagia Makomaska – daleka krewna, zaprzyjaźniona z Bojanowskimi i Rudowskimi.
[17]Bieńkowice – stadnina w pow. raciborskim, w której pracował i mieszkał Stanisław Bojanowski z żoną Nelą.
[18]„Cztery siostrzenice" Stanisławy Lazarowej, zwane przez nią panienkami to: Wanda Bojanowska zam. Oleńska, Malina - Maria Bojanowska, Dana - Anna Danuta Bojanowska zam. Gabriel i Zofia Bojanowska zam. Lisiecka. Mieszkały też u niej w okresie studiów Anula – Anna Bojanowska i Jolanta Bojanowska.
[19]Stanisława Świderska - synowa Jadwigi Świderskiej z Mzurowa.
[20]Ciocia Zawadzka – Maria Zawadzka z Bojanowskich, siostra Stanisława Bojanowskiego i Jadwigi Świderskiej z Mzurowa, matka Tadeusza i Andrzeja Zawadzkiego.
[21]Ciocia Kobylańska – Wanda Kobylańska, siostra Anieli Bojanowskiej z Różańskich.
podatku dla Magdy Targońskiej z domu Zawadzka chorej na stwardnienie rozsiane. więcej ...
Dionizja, Emilian, Jarema, Jarogniew, Mikołaj